Wojna i pokój

Lubię liczbę 3, która w przeszłości kilka razy pojawiła się w moich tekstach jako ich główny motyw. Były wśród nich teksty poświęcone moim życiowym doświadczeniom, były też notki poświęcone prawidłowościom chrześcijańskiego rozwoju duchowego [Stąd do wieczności, trzy kroki]. Dzisiaj, kiedy patrzę wstecz na przebytą drogę duchowych doświadczeń, zauważam, że wyznacza ją kolejna triada: trzy etapy drogi, które towarzyszyły/towarzyszą moim kolejnym nawróceniom do Pana Boga, a były/są to chronologicznie: 1. dominikanizm, 2. karmelitanizm, i chyba najtrudniejszy – 3. benedyktynizm.


Droga


Anonimowo benedyktynizm pojawił się w moim życiu bardzo dawno temu, wraz z pewnym miejscem, do którego trafiłam jakby przypadkowo, a co, jak dużo później powiedziano mi, jest dla tej drogi charakterystyczne: duchowość ta przemawia i przyciąga właśnie przez miejsca, do których powoływani są mnisi i mniszki, zobowiązujący się do stabilitas [info], w tym do stabilitas loci, czyli zasadniczo do pozostawania w tym samym benedyktyńskim domu do śmierci. Ogólnie niewiele wiadomo o św. Benedykcie, a jednak wiele wiadomo jest o różnych miejscach, w których żyje się jego duchem, czyli o benedyktyńskich opactwach i klasztorach [wykaz], z których każde posiada formalną autonomię oraz swój jedyny niepowtarzalny duchowy klimat. Tak więc do jednego z takich miejsc kiedyś trafiłam przez splot okoliczności, aby po latach powrócić tam już świadomie i nieprzypadkowo. Wiedziałam po prostu, że takie miejsce jest: znam je, a ono - w pewnym sensie - zna mnie. Jestem więc tam i próbuję poprzez jego genius loci [definicja] i moją w nim obecność odkrywać ducha św. Benedykta, który został mi dany jako wyzwanie i zadanie. [Być mniszką]


Jeśli idzie o karmelitanizm, nie posiadam wiedzy o tym, w jaki szczególny sposób duchowość karmelitów i karmelitanek bosych (surowszego nurtu duchowości karmelitańskiej), przemawia i pociąga. Gdyby za miarodajne przyjąć doświadczenie Edyty Stein, późniejszej św. Teresy Benedykty od Krzyża, to może odbywać się to poprzez teksty świętych, na przykład te spisane przez Teresę od Jezusa, zwaną również Teresą z Ávili, reformatorkę zakonu. Do mnie bowiem karmelitańska duchowość przemówiła w taki właśnie sposób. Kiedyś kupiłam z drugiej ręki dwutomowe dzieła zebrane Teresy od Jezusa, by postawić je na półce, nawet do nich nie zaglądając, i za bardzo nie myśląc o nich, do chwili, kiedy wewnętrznie poczułam, że są mi one do życia niezbędnie potrzebne, i że - co więcej - jestem w stanie je zrozumieć. Rozumiałam każde słowo napisane przez Madre, jak spontanicznie zaczęłam nazywać tę świętą. Jej pełne żaru słowa nazywały nienazwane, którego doświadczało moje wnętrze. [Wracam, ciągle wracam]


Cofając się jeszcze bardziej w czasie: na początku dojrzałego powrotu do Boga, gdy miałam dwadzieścia/trzydzieści lat, na mojej drodze pojawili się dominikanie, a może raczej należałoby powiedzieć, że to ja pojawiałam się na ich drogach, włócząc się często po kraju i szukając po omacku czegoś, czego nie potrafiłam chyba nazwać, a co oni musieli dobrze rozumieć, gdyż żaden z nich mnie nie przepędził, a wręcz każdy z tych, do których zwracałam się, ofiarowywał mi czas i uwagę. Rozmawiałam z dominikanami, słuchałam ich nauk, czytałam ich publikacje, a oni kształtowali moje rozumienie wiary. [Dominicanus].


Szkoła


Św. Dominik Guzmán pomógł mi zrozumieć doświadczenie Światła. To była moja młodość. Św Teresa z Ávili pomogła mi zrozumieć doświadczenie Ognia. Byłam wtedy osobą w wieku średnim. Nie od dziś wiem, że w moim życiu z zasady doświadczenie poprzedza wiedzę. Ta ostatnia jest mi na ogół dawana do zrozumienia i usystematyzowania tego, czego najpierw w taki czy inny sposób w życiu doświadczyłam, tego co sama przeżyłam: radośnie, boleśnie, świetliście, chwalebnie. Syntetycznie ujęte dewizy życia duchowego wypracowane i podane przez trzech wymienionych zakonodawców, to kolejno: Prawda/Światło + Żarliwość/Ogień + Pokój/... Czego teraz, na starość, uczy mnie „pokojowa” szkoła św. Benedykta z Nursji?


Zdarza się, że w moich rozmowach z benedyktynami/benedyktynkami zaiskrzy, kiedy powołam się na ducha swoich wcześniejszych doświadczeń, na przykład dominikanizmu z jego tomistyczną systematyką. Nie dziwię się, że synowie/córki św. Benedykta (wiek V/VI) bronią swojej szkoły duchowego rozwoju, która formalnie stała się również moją szkołą, opartej głównie na doświadczeniach Ojców Pustyni / Matek Pustyni (wiek III/IV) oraz tradycji monastycyzmu [definicja]. Jednak nie mogę udawać, że w sposób wewnętrznie intensywny nie przeszłam w swoim życiu również innych dróg spośród wielu w Kościele, a chronologicznie bliższych naszym czasom (wiek XII/XIII - św. Dominik, wiek XVI - św. Teresa).


Mam więc o czym myśleć w przeddzień tegorocznej Uroczystości św. Benedykta (11 lipca): jak „żyć Ewangelią w duchu św. Benedykta”, zachowując jednocześnie w sobie to, czego nauczyli mnie św. Dominik i św. Teresa, i za co jestem Panu Bogu szczerze wdzięczna. Z Dominikiem przeszłam drogę czynnego apostolstwa, z Teresą poznałam ducha pustelnictwa, w Benedykcie znalazłam bliską mi ideę gościnnej wspólnotowości, ale też trudnej - w tym wypadku wcale nie tak bliskiej mi - cichej pokory, ukazującej Pana Boga bardziej przez powściągliwość niż wielosłowie [Modlitwa Regułą]. Może więc dobrym rozwiązaniem będzie pełne przeżycie jeszcze innej - obok wspomnianej Pax/Pokój - benedyktyńskiej dewizy: „Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony”. We wszystkim, a więc również w moim dominikanizmie/karmelitanizmie, oraz we wszystkich miłych Panu Bogu aspektach mojego życia, tutaj i teraz.


Contemplare et contemplata aliis tradere (z Dominika) + Zelo zelatus sum pro Domino Deo exercituum (z Teresy) + Ut in omnibus glorificetur Deus (z Benedykta) = Kontemplować i dzielić się kontemplacją, żarliwością rozpalając się o chwałę Pana Boga, aby we wszystkim Bóg był uwielbiony! Amen.



Matka Boża - Orantka. Maria - Modląca Się
  


 

 

 

 

 

 

 



8 lipca 2022

 

 

.